W szpitalach traktowane są jak śmieci. Często słyszą: „Jesteście odpadami medycznymi”
W kontekście szpitali sporo ostatnio mówi się o trudnej sytuacji zawodowej położnych i pielęgniarek. Tymczasem mało kto pamięta o jeszcze jednej grupie pracowników, niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania placówek medycznych. O zbadanie położenia pokusił się ostatnio magazyn „Newsweek”.
Rozwiązania kosztem pracowników
Nie od dziś wiadomo, że kierownictwo wszystkich publicznych szpitali stale boryka się z problemami finansowymi swoich instytucji. Brak środków ma konsekwencje nie tylko dla pacjentów, ale też dla pracowników – niezależnie od stanowiska.
Zazwyczaj, dotykają one tych, którzy są „najniżej” w zawodowej hierarchii, w wypadku szpitali są to sprzątaczki.
Jak w swoim raporcie z 2016 roku pisze Katarzyna Duda, zajmująca się badaniem warunków zatrudnienia osób sprzątających i ochroniarzy przez firmy prywatne, problem z zatrudnieniem takich osób w placówkach publicznych zaczął się w momencie wprowadzania reform powiązanych ze zmianą ustroju.
Oszczędności gdzie to tylko możliwe
W latach dziewięćdziesiątych, w ramach szukania oszczędności instytucje publiczne postanowiły przejść na tzw. outsourcing. To oznacza, że zamiast zatrudniać do wykonywania określonej pracy własnych pracowników etatowych, korzystają z usług firmy zewnętrznej, która przed uchwaleniem nowej ustawy o zamówieniach publicznych, mogła zatrudniać nawet za nie więcej niż 5 zł za godzinę.
Czy takie rozwiązanie prowadzi do oszczędności? Oczywiście, że tak, ale sama szansa na oszczędności nie znaczy, że rozwiązanie jest dobre. „Newsweek” wskazuje dwa podstawowe mankamenty. Po pierwsze, przy takich warunkach nikt nie zwraca uwagi na problemy pracownika – w tym wypadku pań sprzątających oddziały. Nawet nie do końca można tutaj mówić o pracownikach.
Pracownik ma zapewnioną stabilną pracę, z sensownym wynagrodzeniem i poczuciem bezpieczeństwa zapewnionym przez prawo pracy. Natomiast osoby, które po reformie przesunięto do outsourcingu, w większości nie mogą liczyć na te podstawowe prawa. Niestety mało kogo obchodzi, że do prawidłowego zrobienia czegokolwiek, potrzebny jest chociaż minimalny komfort prac.
Z tego bezpośrednio wynika drugi problem z outsourcingiem w instytucjach publicznych. Przez traktowanie zatrudnionych w tej formie osób jak „papier toaletowy” spada poziom wykonywanych usług.
Na spadek jakości ma także wpływ polityka firm zatrudniających panie sprzątające. Katarzyna Duda zauważyła, że jej rozmówczynie nie mają zapasowych gumowych rękawiczek, niejednokrotnie muszą też rozcieńczać płyn do mycia, bo dostają go zdecydowanie za mało.
Firmy oszczędzają nawet na workach na śmieci, które sprzątaczki muszą opróżniać zamiast wymieniać. Oszczędności z kolei prowadzą do tego, że reszta pracowników szpitala – pielęgniarki i lekarze – narzekają na to, że panie sprzątające źle wykonują prace i koło się zamyka.
Sprzątaczka sprzątaczce nie równa
To jak tragiczny wpływ na rynek usług sprzątających ma outsourcing najlepiej wdać, gdy porówna się osobę zatrudnioną w szpitalu przez zewnętrzną firmę z osobą sprzątającą zatrudnioną w szpitalu na normalnym etacie.
Z informacji przedstawionych w „Newsweeku” wynika, że szpitale zazwyczaj wiedzą, że sprzątaczkom z zewnątrz często brakuje rzeczy niezbędnych do pracy. Dlatego każda placówka ma kilku dobrze zaopatrzonych, etatowych pracowników.
Oni odpowiadają za najważniejsze miejsca, które muszą być nieskazitelnie czyste. Chodzi głównie o sale operacyjne i miejsca reprezentacyjne. Wszystko to jest dość przerażające, biorąc pod uwagę, że chodzi o szpital, miejsce, które powinno się przecież kojarzyć ze sterylną czystością.
Większość pamięta lepsze czasy
Nie trudno domyślić się, że takie dzielenie osób, które zasadniczo wykonują te same obowiązki ma katastrofalny wpływ na stan osób zatrudnionych przez outsourcing. Większość z nich kiedyś była zatrudniona na etat jako salowe. Były włączone w cały system pracowniczy.
Były taktowane jak część zespołu. W razie problemów mogły korzystać z kas zapomogowo-pożyczkowych, czy załatwić z pielęgniarką oddziałową zmianę dyżurów. Teraz, jedyną opcją na zmiany w grafiku w nagłych sytuacjach jest znalezienie kogoś na zastępstwo.
Inaczej, słyszą, że jeśli nie chcą pracować to łatwo można je zastąpić.
Panie sprzątające zwracają też uwagę, że brakuje im zwykłych ludzkich odruchów. Nikt nie zaprasza ich na zakładowe spotkania świąteczne, a dyrektorzy pomijają je przy składaniu życzeń na Dzień Kobiet. Rozmowy z pielęgniarkami ograniczają się do wydawania poleceń.
Zdarza się, że spotykają się z bardzo negatywnymi uwagami. Katarzyna Duda wspomina, że jej rozmówczynie słyszały, że „są tylko odpadami medycznymi”, albo że „małpie wystarczy dać banana i też posprząta”.
Sytuacja powoli zmierza ku lepszemu
Jak w rozmowie z „Newsweekiem” wspomina Katarzyna Duda, nadzieję na poprawę sytuacji przyniosła wspominana już nowelizacja przepisów o zamówieniach publicznych. Teraz, jeśli instytucja publiczna chce korzystać z usług prywatnej firmy, musi wybrać taką, która nie podpisuje z pracownikami umów śmieciowych.
Niestety na całkowitą poprawę sytuacji osoby sprzątające będą musiały jeszcze zaczekać. Ustawa nie nakłada bowiem na instytucję konieczności zmiany umów zawartych z firmami zewnętrznymi przed wprowadzeniem nowych przepisów.