„Krewni czekają, aż odejdę z tego świata. Chcą przejąć moje mieszkanie”: ale zadbałam o wszystko zawczasu

„Krewni czekają, aż odejdę z tego świata. Chcą przejąć moje mieszkanie”: ale zadbałam o wszystko zawczasu

Data publikacji: 22:27, 27.07.2023

Tak się składa, że mam 60 lat i mieszkam sama. Nie mam dzieci ani męża. Chociaż kiedyś byłam mężatką. Wyszłam za kolegę z pracy, kiedy miałam 25 lat.

Małżeństwo skończyło się szybciej, niż się zaczęło. Mój mąż już po trzech miesiącach przyprowadził do naszego mieszkania swoją kochankę. Nie zamierzałam tego tolerować — spakowałam się i wróciłam do rodziców. Dopiero dwa miesiące po rozwodzie dowiedziałam się, że jestem w ciąży.

Szczerze mówiąc, nie chciałam mówić o dziecku mojemu byłemu. Nie utrzymywałam z nim kontaktu i nie widziałam potrzeby, by to zmieniać. Postanowiłam, że wychowam syna sama. Niestety, los zgotował mi kolejny cios. Mój syn urodził się słaby, a lekarze przekazali mi dramatyczną diagnozę — nieuleczalna choroba, z prognozą, że nie dożyje dwunastego roku życia.

Codziennie opiekowałam się nim i żyłam z myślą, że pewnego dnia go stracę. I tak też się stało — syn zmarł w wieku 15 lat. W tym samym tygodniu odszedł również mój ojciec. Straciłam dwie najważniejsze osoby w moim życiu naraz.

Ojciec zapisał mi swoje mieszkanie — przestronne, dobrze położone, w samym centrum miasta. Przez wszystkie lata żyłam samotnie. Nie wchodziłam w nowe związki, choć pragnęłam mieć jeszcze jedno dziecko. Bałam się jednak, że historia się powtórzy, więc wybrałam samotność. Kiedy skończyłam 45 lat, kupiłam laptopa i zaczęłam utrzymywać kontakt z rodziną, śledząc jednocześnie wiadomości i świat.

Interes „rodzinny”

Kiedy krewni dowiedzieli się, że mieszkam sama, zaczęli mnie odwiedzać. Przynosili drobiazgi, zachowywali się uprzejmie, ale między wierszami zawsze pojawiało się pytanie o testament. Gdy dowiadywali się, że jeszcze go nie napisałam, zaczynały się żale: o brak pieniędzy, o kredyty, o dzieci. Niektórzy próbowali oczerniać innych członków rodziny, jakby chcieli wypaść lepiej w moich oczach.

Wiedziałam, czego chcą. Ale ja też wiedziałam, komu chcę zostawić swój majątek. Od lat mam przyjaciółkę, której córka bezinteresownie mi pomaga — robi zakupy, odwiedza mnie, dzwoni. To jej chcę przekazać mieszkanie.

Ostateczna decyzja

W pewnym momencie przestałam odzywać się do krewnych. Ale to ich nie powstrzymało. Siostra cioteczna zadzwoniła do mnie pewnego dnia i z bezczelnym tonem zapytała: „Ty jeszcze żyjesz? A co z mieszkaniem?”.

To był moment, który przelał czarę goryczy. Zablokowałam ich wszystkich — na telefonie, na komunikatorach, w mediach społecznościowych. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. I nie muszę.

Zadbałam o wszystko

Mieszkanie już dawno zostało przepisane. Zaufanej osobie. Komuś, kto nigdy nie oczekiwał niczego w zamian. Teraz śpię spokojnie, bo wiem, że gdy mnie zabraknie, mój dom trafi w dobre ręce — nie do ludzi, którzy zacierają ręce na myśl o cudzym majątku.

Nie zawsze krew znaczy więcej niż lojalność.

Comments
Loading...
error: Treść zabezpieczona !!