Tato, kiedy wreszcie będziemy razem?” – rodzina Joshich wreszcie wsiadła do samolotu. Niestety, nigdy nie dotarli do celu
Na tym zdjęciu widać uśmiechniętą rodzinę – Patricka Joshiego, jego żonę Komi oraz trójkę ich dzieci. Wysłali je bliskim z pokładu samolotu, który miał zabrać ich w zupełnie nowe życie. Dla wielu to tylko kolejna tragedia wśród wielu doniesień medialnych. Ale dla tych, którzy znali tę rodzinę, to niewyobrażalna strata – i dramat, którego nic już nie cofnie.
Patrick Joshi przez ostatnie 6 lat pracował jako lekarz w Londynie. Opuszczając Indie, zostawił za sobą wszystko, co znał – rodzinę, przyjaciół, dom, dzieci. Marzył jednak, by dać swojej rodzinie lepszą przyszłość. Regularnie wysyłał pieniądze, wspierał dzieci na odległość, a z żoną – również lekarką – planował każdy kolejny krok, by w końcu móc ich ściągnąć do Wielkiej Brytanii.
Przez lata mierzył się z biurokracją, pozwoleniami, przepisami wizowymi. Zmieniały się rządy, zmieniały się przepisy, ale Patrick się nie poddawał. Wiedział, że kiedyś nadejdzie dzień, w którym Komi i dzieci dołączą do niego w Londynie. I ten dzień nadszedł.
Dwa dni temu Komi złożyła wypowiedzenie w szpitalu w Mumbaju. Spakowali dom. Sprzedali samochód. Pożegnali się z rodzicami, krewnymi i sąsiadami. Dzieci zabrały ze sobą tylko po jednej zabawce – „resztę kupimy w Londynie, jak już będziemy razem” – mówiła 8-letnia córka Patricka, Sita.
W czwartek 12 czerwca wsiedli na pokład lotu Air India AI171 z Ahmadabadu do Londynu. Samolot wystartował o 13:39 czasu lokalnego. Rodzina zrobiła sobie selfie, które wysłali do bliskich z dopiskiem: „Zaczynamy nasze nowe życie ❤️”.
Niestety, kilka minut później kontrola lotów odebrała sygnał MAYDAY.
Boeing 787-8 Dreamliner, którym lecieli, rozbił się tuż po starcie na gęsto zaludnionym przedmieściu Ahmadabadu. Siła eksplozji była tak ogromna, że szczątki samolotu rozsypały się w promieniu kilkuset metrów. Według lokalnych służb, nikt nie przeżył.
Na pokładzie było 243 pasażerów – głównie obywatele Indii i Wielkiej Brytanii, ale także Portugalczycy i jeden obywatel Kanady. Rząd potwierdził, że wśród ofiar nie było obywateli Polski. Rodzina Joshich nie zdążyła spełnić swojego marzenia. Zginęli razem – po latach rozłąki, wreszcie zjednoczeni. Ale tylko na kilka chwil.
Nie tylko liczby – prawdziwe historie
Każda katastrofa lotnicza to nie tylko liczby i statystyki. To historie przerwanych planów, niezrealizowanych marzeń, dzieci, które nigdy nie pójdą do nowej szkoły, małżonków, którzy nie zdołali wspólnie urządzić nowego domu.
Patrick Joshi miał nadzieję, że kiedy jego dzieci dorosną, będą wdzięczne za to, że wyjechał, że poświęcił lata życia w obcym kraju, by im zapewnić lepszy start. Chciał, by jego syn został inżynierem, córka – nauczycielką.
Zamiast tego, jego imię dziś pojawia się wśród ofiar tragedii.
To zdjęcie rodzinne, zrobione kilka minut przed katastrofą, pozostanie symbolem nadziei, która zgasła zbyt szybko.
Aktualizacja: Co wiadomo o katastrofie?
Katastrofa miała miejsce zaledwie kilka minut po starcie z Ahmadabadu. Samolot leciał do Londynu, nie – jak wcześniej podawano – do Birmingham. Wysłał sygnał alarmowy MAYDAY i zniknął z radarów.
Minister lotnictwa Indii, Ram Mohan Naidu, wyraził głęboki smutek i zapewnił, że wszystkie agencje zostały postawione w stan najwyższej gotowości. Powołano specjalną komisję dochodzeniową. Akcja ratunkowa trwała wiele godzin.
Według lokalnych doniesień, samolot był zatankowany pod długą trasę, co mogło przyczynić się do ogromnej siły eksplozji. Lotnisko Gatwick w Wielkiej Brytanii oficjalnie potwierdziło, że maszyna lecąca do ich portu rozbiła się, zanim dotarła na miejsce.
Nie zapomnijmy, kim byli ci ludzie
Patrick i Komi byli lekarzami. Pomagali innym. Chcieli tylko lepszego życia dla swojej rodziny. Ich dzieci miały całe życie przed sobą. To nie była tylko katastrofa lotnicza – to była osobista tragedia, która powinna przypomnieć nam, że każda liczba to konkretne imię, twarz, historia.